niedziela, 4 lipca 2010

Dziękuję, dobranoc.

Nocny Pociąg został zdjęty z rozkładu.

Po istnym melodramacie z lokatorami - przez mój i sąsiedni pokój przewinęło się przez rok z tuzin osób, od stolarzy i lesbijek po monterów kablówki i zwykłych bandziorów, którym nie pożyczyłbyś pięciu złotych - wyprowadziłem się z Pożarowej. Trochę szkoda i żal, ale też ulga. Wreszcie spokój, wreszcie można zasypiać nie zastanawiając się, czy któryś z byłych współlokatorów nie zacznie nocą otwierać mieszkania nieoddanym kluczem.

Dwa i pół roku po Bródnie jeździł Nocny Pociąg - to sporo. Na tyle sporo, że można zdrowo zżyć się z tą dzielnią. Swoje ulotne stacje miewał tu i tam: na przejściu nad torami nad stacją Warszawa-Praga, na wysepce w Parku Bródnowskim, w Piątym Elemencie (pozdro Mały!) w mrocznym przejściu do Budowlanej, tuż obok ruin, śmietników, narkotycznych napisów na murze i łąki dzikich konopi, na Cmentarzu, na stacji benzynowej, w kościele przy Bartniczej, na balkonie i w N14/N64.

Ale Nocny Pociąg to coś więcej - sięgał od Białołęki po Gocławek (raz czy dwa widziany był jeszcze dalej na Wschód, na torach do/z Lublina i na Podkarpacie). Wielu przystanków i przygód nie zdążyłem opisać - bo alba nie znalazłem słów, albo ochoty. A przecież jest jeszcze choćby Fregata na Międzynarodowej, było kilka filozoficznych dysput i jam session, było kilka kobiet, kilka wydarzeń, przeżyć i jedna czy dwie zadymy.


Ale cóż z tego. Nocny Pociąg powrócił już z ostatniego kursu. Była księżycowa, czerwcowa noc gdy to się stało a to wszystko - po torach tramwajowych - ciągnęła lokomotywa spalinowa. Wagony - jak się wsiadało to wyglądały na normalne, ale każdy wysiadający ze zdumieniem dostrzegał, że jechał klasycznym retro. W kabinie za sterami bieliły się białe rękawiczki maszynisty o twarzy diabła, sercu anioła i pogodzie ducha bluesmana. Ktoś ostatni raz rzucił pustą butelką po piwie w kierunku znikającego już za zakrętem składu, następnie obsikał od południowego zachodu nieopodalne drzewo (olcha? topola? któż by pamiętał!). A potem to już normalnie - zaszczekał pies, taka jedna lampa szarpiąc się z samą sobą co chwila gasła i się zapalała. Jeszcze tylko brama, jeszcze domofon, jeszcze klucz w dziurce. Materac, gdzie jest materac? Tu woda, będzie na rano. Może balkon jeszcze. Świta - a tam na dole pijak - może z 17 lat.I już nigdy nie wyjedziemy w trasę? Taka - nomen omen - kolej rzeczy. Choć może nie -zamiast regularnych kursów (jak nie ma popytu to i załodze nie chce się jeździć, no a poza tym - ekonomia) może będą kursy okazyjne, może - wspomnieniowe. Tego nikt nie wie.

-Proszę, niech pan weźmie ten rozkład. Już go nie potrzebujemy na stacji, niedługo będzie nieaktualny. - rzekł zawiadowca stacji do młodego chłopaka, pasjonata wąskotorówek.
Pani Krysia odwróciła się do okna. Tuż za szybą, na wąskim torze stał mały parowóz, który jeszcze 10 lat temu ciągnął składy do pobliskiej cukrowni oraz kopalni piasku.
-I my też będziemy NIEAKTUALNI. - rzekła powoli, z takim dziwnym czymś w głosie.


Tak więc - dziękuję, dobranoc.

1 komentarz:

Unknown pisze...

zdołował mnie ten wpis :/