środa, 30 września 2009

Rockowisko 2009

Tej imprezy nie można przegapić! 3 i 4 października podczas organizowanego po raz czwarty przez Fundację AVE i Białołęcki Ośrodek Kultury międzynarodowego festiwalu garażowych zespołów rockowych „Dobra strona rocka” spotkają się młodzi rockami z kraju i zagranicy!

Sobota: Sala Gimnastyczna w Gimnazjum nr 121 od godziny 9 rano
(http://gim121wawa.edupage.org/map/?)

Niedziela: Sala Teatralna Białołęckiego Ośrodka Kultury, ul Van Gogha 1,od godziny 10 rano

Więcej na www.rockfestival.waw.pl

Patronat medialny: NocnyPociąg.blogspot.com

poniedziałek, 28 września 2009

Choszczówka

Mówisz Warszawa. Myślisz - blokowiska, korki, pośpiech, szczury. Mówisz - weekend, myślisz - ucieczka, Mazury, Zakopane, rodzina na kaszubskiej bądź lubelskiej wsi, świeże zsiadłe mleko, zieleń drzew i złoto spadających liści, niepamięć.

Ale właśnie nie. Nie sądzisz, że zagrzebałeś się w schematach? Patrz. Wsiadasz w 176 albo pociąg Kolei Mazowieckich i wyjeżdżasz na Choszczówkę albo Płudy. To jakieś 30 minut jazdy od Warszawy Toruńskiej, w sam raz, aby posłuchać w empetrójku porannej sobotniej audycji. Więc wysiadasz na Choszczówce. Ciągle Warszawa, ale już inna. Oczom twoim ukazuje się las. Nie las krzyży, tylko taki zwyczajny. Sosnowy. On jest w niedalekim tle, ale zanim tam dojdziesz, mijasz jeszcze pojedyncze oazy klasycznej Warszawy. Ładne wille i ogrody i stojące przed nimi czarne toyoty avensis. Idziesz wąziutką, zupełnie niewarszawską uliczką bez chodnika ani pobocza, nazwaną nazwiskiem Józefa Mehoffera, znanego młodopolskiego grafika pochodzącego z podkarpackich Ropczyc. I wchodzisz do lasu.

I już zaraz, za pierwszymi drzewami czujesz różnicę. Nabożnie ściągasz słuchawki z uszu, żeby wszystkimi zmysłami doświadczać tego niespodziewanego lasu. Myślisz - kurwa, jak w prawdziwym lesie. Są szyszki, dzięcioły i muchomory. Kropi, ale co z tego. Jeżyny. Jakie wielkie. O, grzybiarze przyszli. Zazdrościsz, bo oni mają pełne reklamówki kurek, a ty masz tylko trzy, i jednego nadgryzionego przez ślimaka podgrzybka. Cóż, może powinieneś zmienić kontaktówki? A może nie, bo nagle znajdujesz przepysznego prawdziwka?

I tak spacerujesz czilałtując się, wietrzysz pachy, włosy oraz umysł, nieprzyjemnie nasiąknięte Śródmieściem niczym olejem wielokrotnie użytym do smażenia tanich frytek. Gubisz się jeszcze parę razy lesie, wychodzisz nagle na ogródki działkowe i dzikie wysypiska, i znów zanurzasz się w lesie z deszczem. Nagle - coś.

Powoli odwracasz głowę.

Jakieś 10 metrów od ciebie widzisz stado saren.

poniedziałek, 21 września 2009

Ne pozitiva situazione

Hiszpania - słońce, morze, bary, drinki (przy basenie), nocne życie, palmy, soki ze świeżych pomarańczy, obfita hiszpańska prasa sportowa, mańana...

A przepraszam. Najpierw - jak to w narracji przystoi - tło powinno być. A więc -czegośtam nie zdałem, popadłem w koszty i długi więc postanowiłem się odkuć miesięcznymi saksami gdzieś na południu Hiszpanii. Zarobić, pospłacać wszystko, kupić pare drobiazgów i jeszcze pomieć pare groszy na koncie - tak dla spokojności, na czarną bądź niespodziewaną godzinę. Numer znalazłem w poniedziałkowej "Gazecie". Zadzwoniłem. Pełna profesjonalka, facet pytał mnie o pozwolenia, przedstawił robotę jako pracę w firmie, która pracuje dla miasta, dzwonił do agencji mieszkaniowych żeby wynająć mi mieszkanie, obiecał oddać za bilet, pytał czy jeszcze jacyś znajomi nie chcą przylecieć bo im ludzi brakuje bo właśnie duży kontrakt dostali. Przed wylotem zdążyłem jeszcze tylko złożyć podanie o komis i obiecać przywieźć rumu na znowu przełożone imieniny.

W nocy przed wylotem nie spałem wogóle, żeby nie zaspać, gdyż na Okęciu miałem być koło 5.30. Wsiadłem w nocny, przekroczyłem most na Wiśle, przesiadłem się na Centralnym, na Okęciu musiałem wyskoczyć z paska i butów w ramach rutynowej kontroli antyterrorystycznej. Ukradkiem przeżegnałem się wchodząc na pokład samolotu, zapiąłem pasy i już, take-off.

Na lotnisku w Maladze czekałem bite osiem godzin. Bezskutecznie. Mój jedyny kontakt - owa feralna komórka - milczała lub też mnie odrzucała.

Szukanie jakiejkolwiek innej roboty to beznadziejne walenie głową w mur.

Pieniądze przeznaczone na czynsz za mieszkanie na warszawskim Bródnie zainwestowałem w bilet. Wierzyłem, że spokojnie spłacę właściciela, rodziców i uczelnię, że kupię piecyk do gitary akustycznej czy choćby kilka porządniejszych ciuchów, że wreszcie będzie spokój. Tymczasem - jak wyszło tak nie wyszło. Kolejne długi, a zamiast kupić piecyk, będę musiał sprzedać gitarę. Tą jedyną, ukochaną, czerwoną.

Czym, kurwa, tym razem zawiniłem?! Czym? Pytam się, kurwa, czym??

Jeśli to ma być nauka, to chuj z taką nauką. Jeśli droga, to pierdolę, nie jadę. Jeśli ukryta kamera, to ubiję jak psa, przysięgam.

Jeśli szkoła życia, to wyrzekam się takiego życia.


środa, 16 września 2009

Miron Białoszewski

Dziś rano obudziło mnie słońce
Zamordowałbym to słońce
Dziś rano
Już wtorek, już wtorek

Mur, mur, z czerwonej cegły
Jasnoczerwony w tym porannym słońcu

Mur, mur, z czerwonej cegły
Dwie panie z czarnymi pieskami
I pan z pudlem
I trzy niedopałki

Dziś rano obudziło mnie słońce
Zamordowałbym to słońce
Dziś rano

Siedzę, chodzę, wyglądam
Czy ktoś przyjdzie?
Może nikt nie przyjdzie
Lepiej żeby nikt nie przyszedł

Dziś rano obudziło mnie słońce
Zamordowałbym to słońce
Dziś rano
Czwartek, już czwartek

piątek, 11 września 2009

Wrzesień

Nadszedł wrzesień, przynosząc pierwsze znaki jesieni, ale nie były to wykopki, pieczone ziemniaki i dym ognisk. Przyniósł poprawki, porażki reprezentacji i flagi na rocznicę wybuchu wojny. Z drzew spadają powoli liście, pod blokiem pojawił się już pierwszy jeż, tylko czekać aż bociany i ekipy budowlane odlecą do ciepłych krajów. Co, poleciały już boćki? Może, nie wyglądałem ostatnio za często przez okno.

Praskie ulice powoli się wyludniają. Dzieci i rozwydrzona młodzież zostali zapędzeni do szkolnych ławek i kibli. Bogaci i czyści dorośli kończą już wklejać na naszą-klasę fotki z wakacji w Egipcie, a normalni, źli mężowie przypadkowych żon z normalnych, nieudanych małżeństw przenoszą się z podblokowych ławek na stare kanapy i fotele vis a vis telewizora, zamieniwszy jednocześnie tanie nalewki i sikaśne browary na bardziej dosadne trunki.

Z początkiem września reaktywuje się schola, ale nawet nie wiem czy ja i moja gitara jesteśmy tam potrzebni, wszak nikt nie dzwoni. Za to przez wakacje jedna ze scholanek - dotychczas kwalifikowana przeze mnie jako dziecko - zmieniła fryzurę, wykobieciała i wyładniała znacznie. O ile schola nie dokona w obecnym mercado żadnych wzmocnień, to właśnie ona - 16-letnia, drobna blondynka z boskimi, złotymi lokami- będzie tam dupą numer jeden. Przedwczoraj słodko powiedziała mi cześć w autobusie 176, którego szyby mokre były od deszczu, albo i od łez.

Jak już rzekłem, mam komplet nowych lokatorów. Więcej wzmocnień w tym okienku transferowym nie będzie. Odejdzie tylko królik Tehacjusz, któremu kończy się okres wypożyczenia, a na transfer definitywny raczej nie ma szans. Pora zatem na małą prezentację. A więc zaczynamy:

-Damian. Na Pradze od 3 tygodni, wcześniej Kraków. Stolarz, DJ, imprezowicz, wariat. Poczucie humoru 6/10, po przejściach i apostazji. Ogólnie dobry transfer, choć pełnię jego możliwości doceię, gdy zacznę pić. Wiek: 23 lata, metroseksualista.

- Geo. Na Pradze od tygodnia, wcześniej Mokotów, jeszcze wcześniej Szczecin. Dość ładna brunetka z długimi, prostymi własami. Aktorka ze szkoły aktorskiej, będzie grała z Obuchowiczem. Czasem spokojna i zamknięta w sobie, czasem głośna i wulgarna w swoich przekleństwach. Charakterna dziewczyna albo rozpieszczony bachor, jeszcze nie wiem. Wiek: w październiku skończy 20, ortodoksyjna lesbijka.

-Aśka. Na pradze od tygodnia. Wesoła blondynka z obfitym niczym róg Almatei dekoltem. Studentka polonistyki i opiekunka dzieci. Wesołe, zaczepno-flirtujące poczucie humoru. Prywatnie partnerka Geo. Wiek: 25 lat, biseksualistka.

Gdy dziewczyny się wprowadziły mieszkanie nagle ożyło. Cała łazienka zapełniła się szamponami i odżywkami zapachów wszelakich, do pokoju nazwoziły tony gratów, a kuchnia ugina się od ilości sprzętów, kolorowych herbatek i panoszących się po stole lesbijskich pocałunków.

- My nie mieszkamy we dwie. Jets nas trójka w pokoju. - rzekła któregoś dnia Aśka
- Macie jakieś zwierzę? - zapytał Damian
- Pewnie chodzi o wibrator. - palnąłem
- Jeśliby liczyć wibratory, to będzie nas razem sześć... - odparła Aśka śmiejąc się głośno. - Poznajcie Elwira.

A Elwir to oczywiście jakaś maskotka czy tam kukiełka.

środa, 2 września 2009

Lokatorzy

Troszkę mniej czasu mam ostatnio na pisaninę, stąd rzadsze i krótsze wspisy. Nie jest jednak tak, że na Bródnie nagle zaczęło być nudnie, na Pradze spokojnie a na Wiatraku ładnie. Ulice wciąż kwiecą się letnim kolorytem a ja pozostaję uważnym, czułym obserwatorem, który z ojcowską tkliwością dostrzega i kontempluje Prawą Stronę Wisły. Brak czasu na pisanie nie jest przeszkodą - rejestruję spostrzeżenia i przeżycia w sercu i telefonie, a gdy nadejdzie czas, to retrospektywnie wszystko nadrobię.


Właśnie wróciłem z poprawki pewnego upierdliwego zaliczenia. Rozpoznaj i zinterpretuj trzy fragmenty. Zaliczenie - za poprawdne rozpoznanie i zinterpretowanie trzech. Bosko. A mi się jeden popierdolił. Co więc teraz? Dwa warunki już mam zagospodarowane, więc trzeba to wybronić, bo repety mój indeks nie przeżyje. Zacząłem od maila dziękczynno-błagalnego. Czy wystarczy?

Tymczasem krakałer Damian jako nowy współlokator sprawdza się bardzo dobrze. Przez dwa tygodnie żadnej kosy czy innego syfu, do tego dobre poczucie humoru i ogólnożyciowa zaradność (a także - dobry system nagłośnienia i trochę elektronicznych gadżetów, które wniósł jako wiano), co łącznie daje obraz mocno kumatej persony. Do tego na dzień dobry zawarł układ chuligański z królikiem Klaptonem, którego przechrzcił na TeHaCjusza, a to ze względu na upodobanie, jakie ten ostatni znajduje w konsumpcji konopnych liści.

Drugi pokój do wczoraj stał pusty. Dziś się wprowadzają.

Za cel stawialiśmy z Damianem opchnięcie tego pokoju dwójce fajnych dziewczyn. Ciężko to szło, po przyłaziły głównie nie dziewczyny, lecz pary, a nawet dwóch chłopaków raz się przyplątało. A jak już na oglądanie umawiały się dziewczyny, to albo okazywały się sakramencko brzydkie, albo rezygnowały i nie przyjeżdżały. Tymczasem?:

- Cześć. My w sprawie pokoju. Aktualne?- zapytał słodki głos
- Si, jak najbardziej. Słucham Ciebie pięknie.
- Mogłybyśmy obejrzeć jeszcze dziś?
- Jasne. Przystanek ten i ten, zadzwońcie jak będziecie blisko, to wyjdę.
- No to buźka. Hej.

Po minucie na przystanek wtoczyła się "jedynka". Wysiadła śliczna brunetka i niewiele mniej śliczna blondynka. Okazały się miećfajne poczucie humoru i sprawiłyna nas na tyle pozytywne wrażenie, iż właściwie wsyzstko było jasne. Po 15 minutach taką toczyliśmy już gadkę:

- No to co, deal? - zapytałem
- Deal. Kiedy możemy przywieźć rzeczy?

Owszem - dobrze podejrzewaliście - jest pewien haczyk.

[Rehab - dzień 17]
Jesienią zawsze zaczyna się szkoła
A w knajpach zaczyna się picie


Chuja, nie dla mnie.