środa, 12 września 2012
Idzie jesień
Pierwszy deszcz jesieni. Nie intensywny, ale długotrwały, nie ciepły, lecz zimny i kleisty, sinoniebieski. Zmył z drzew rude liście, z ulic brud i połamane widelce do kebabów, z z brzydkich w gruncie rzeczy buź makijaże a z powietrza wszechobecny zapach spermy i swądu spopielonych serc.
Idzie Wiesiek, nie ma na to rady.
https://www.youtube.com/watch?v=PZdRvywyrJk
Jesień. Za oknem ciągle śrut bębni monotonnie o parapet, skojarzenie, przeskok w czasie, konstatacja. Jesieniami zawsze przydarzają mi się najlepsze rzeczy. Wsłuchując się w ten śrut powziąłem nieubłagane przeczucie, że tegoroczne podsumowanie roku będzie najlepsze od lat.
piątek, 7 września 2012
Printscreeny
niedziela, 26 sierpnia 2012
środa, 25 lipca 2012
Kazałem im wypierdalać, a oni ciągle tu są
Nieprawdą jest, że byłem na Bródnie i objechałem wszystkie te miejsca. Nie byłem ani na górce, ani pod blokiem, ani na torach ani nigdzie. Mówię, że czuję ten zapach powietrza, że świdruje mi w nozdrzach - ale czy nie kłamię? Nieprawda, że gorące lato jest tam ładniejsze, że trawa jest normalniej skoszona, Nieprawdą, jest, że zlikwidowali sklep zoologiczny. Nieprawdą j... zresztą jebać to. Chuj i tyle. Nigdy tam nie byłem, a już na pewno nie wtedy.
A potem znów pociąg, tak jak ostatnio.W przedziale - nie licząc jakiejś kobiety - byłem sam. Pociąg sunął dość szybko jak na pociąg. Za oknem świeże obrazy i rześkie powietrze ulegały zamazaniu. Pociąg opuściłem bezwiednie głowę i zacząłem gapić się na podłogę. Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że ta podłoga nie powinna być przezroczysta, że nie powinienem przez nią widzieć umykających torów. A ja widziałem. Pomyślałem, że może umieram w tym pociągu.
Był to pociąg relacji znikąd donikąd przez środek niczego. Na stacji Wpizdu od Gdzieklwiek, na której znienacka wysiadłem, nie działały nawet semafory. Zastał mnie gęstniejący mrok i stado wron nad głową przeleciało nagle. -Chuj. - pomyślałem. To już niedaleko.
I nagle zadzwonił telefon od nikogo. I choć to był tylko tzw. przyjaciel to coś jednak pękło. Kazałem mu spierdalać, kazałem spierdalać wszystkim wokół, kazałem spierdalać bardzo. Kazałem też się odpierdolić wszystkim według kolejności alfabetycznej. Furiacko się darłem. Skutkiem moich słów owo spierdalanie nabrało żywych kształtów, przywlekło się w szaty realnego bytu i stało się Spierdalaniem. Było Spierdalanie. Jebać to wszystko, niech wszyscy spierdalają, byle dalej dalej dalej dalej dalej. Byle dalej. Byle swoją drogą, byle po swojemu, byle bez zbędnych słów, ludzi i elektronicznych gadżetów.
Jebać to. Spierdalaj. Spierdalajcie wszyscy. Czytelnicy też. Po chuj tu włazisz? Wy-pied-da-laj, o!
Jest dobrze teraz.
wtorek, 15 maja 2012
czwartek, 10 maja 2012
Sygnał zastępczy
Znaków - jak zawsze w takich momentach - nie było, wszędzie tylko porozrzucane półlitrówki.
Przede mną ciągle jeszcze długa droga pociągiem. Jedziemy.
środa, 4 kwietnia 2012
Czekolada
Anegdota jakaś, obserwacja bieżąca. Ok. Te dzieciaki się prały, prały okrutnie. Malownicza jest ta zapalczywość w oczach, odprężająca świadomość, że nie poderżną sobie gardeł nazajutrz w akcie zemsty, co najwyżej coś nabazgrzą ołówkiem na klatce. Cieszyłem się, bo chudy dokopał grubemu. Nigdy nie lubiłem spoconych i grubych.
Co się zmieniło? Zamalowali jeden napis na ścianie, szpecący co prawda ale charakterystyczny. Nie ma.
I już.
***
"Pracuje jako kierowca autobusu, pewnego dnia na jednym z dworców autobusowych dojrzałem ładną dziewczynę. Niestety ona pojechała w innym kierunku. Minęły jakieś 3 miesiące, jadąc rannym kursem znów dojrzałem tą samą dziewczynę. Tym razem ona czekała na ten autobus którym ja jechałem. Po 2 godzinach jazdy ona wysiadła. Szczęśliwy byłem gdy się okazało, że będzie wracała ze mną z powrotem. To było jakieś 2 tyg. temu, dziś jesteśmy parą."
sobota, 4 lutego 2012
czwartek, 2 lutego 2012
Pamięć
Pamiętam. Pamiętam jak dziś. Pamiętam wszystko.
Pamiętam: Skaryszew, a nie Park Skaryszewski; zima – chłodno, ale jeszcze nie mróz; pustawo – ale nie pusto; zmrok – ale nie noc. Pamiętam – godzina 15. Pamiętam – grudzień. Pamiętam – środa.
Pamiętam, że dość długo nic nie jechało – na pewno ponad godzinę. Pamiętam – z naprzeciwka, drugą stroną ulicy szły dwie dziewczyny a potem ojciec z synkiem – skręcili na mojej wysokości na swoje. Pamiętam kundla, który przeszedł przez ulicę. Pamiętam stary autobus, który się zatrzymał i odjechał. Pamiętam ogłoszenie na słupie, i drugi autobus.
Pamiętam – wreszcie prawy kierunkowskaz i szary samochód zatrzymujący się w zatoczce (kto nie jeździł stopem ten nie wie jaka to radość zobaczyć prawy kierunkowskaz zatrzymującego się w końcu samochodu: zdanie się na łaskę losu i ludzi, na których – wbrew powszechnej opinii – nie zwykłem się zawodzić). Pamiętam, że Długowłosy za dużo nie pytał co i jak. Pamiętam – tam gdzie się dało, gazował golfa. Pamiętam – 140km/h i te wszystkie wioski z doliny rzeki Kamiennej, które majaczyły ciepłem wieczornych świateł: zaraz za szybą tuż przy drodze lub dalej – pod samym lasem.
Pamiętam telefon sondujący – było to typowe rozpoznanie bojem. Pamiętam niepokój – ale i niezachwianą wiarę, że wszystko musi być dobrze – Boże, jak ja doskonale to pamiętam!!! Pamiętam odmierzanie czasu i kilometrażu – zdążymy czy nie zdążymy? Pamiętam – wolną masz, dajesz! – i kolejny opel albo dostawczak zostawały w tyle. Pamiętam – śpiewałem razem z R.E.M., które brzmiało jak po marihuanie, tak pełnie i dogłębnie. Pamiętam - What if all these fantasies come flaming around? Pamiętam – spóźniłem się te głupie 10 minut na ostatniej prostej, ale to nie miało żadnego znaczenia. Pamiętam – gorącą herbatę z cytryną. Pamiętam zawalone kolokwium następnego dnia, pamiętam odwołane korki, pamiętam to wszystko. Pamiętam – choć to już tak dawno (dawno – boję się tego słowa).
Pamiętam nieprawdopodobnie wyraźnie bardzo dużo szczegółów, momentów – wydaje mi się że mógłbym odtworzyć wzory kostek brukowych, całe rozmowy, smak każdego łyka każdego piwa, na które (jedno), zadowolony, na koniec wstąpiłem.
.