środa, 22 czerwca 2011

Smród

Cały smród z Dworca Centralnego zniknął. To znaczy - nie zniknął zupełnie, wessała go pewna kobieta, która niespodziewanie pojawiła się na Bródnie. Niespodziewanie? No właśnie.

W osiedlowym sklepie płaciłem przy kasie za trzy piwa, trzy banany i chleb. Wyjmowałem portfel, więc bardziej poczułem niż zauważyłem jej wejście. Masakra, zresztą - znacie to z tramwajów i ikarusów. Wypielęgnowany, ekskluzywny, wykwintny smród. Weszła i zaczęła czegoś szukać na półkach, znacząc ścieżki, po których przeszła.

Piorun nie zareagowałby szybciej, niż gruba kasjerka. Jedną ręką nabijała mi piwo na kasę, drugą - sięgnęła pod kasę i wyjęła kiblowy odświeżacz: psssssssssssssssssssss!!!

Więc wcale nie była to niespodzianka.

sobota, 18 czerwca 2011

Kino

Scena wyglądała tak mniej więcej, że w Parku był rozstawiony wielki ekran, nieopodal postawiono zadaszenie realizatora, a wokół na trawie - bezpośrednio lub też za pośrednictwem bluz - przysiadła widownia w liczbie ok 20 osób. Pod zadaszeniem realizatora dwóch zakapturzonych chłopaków (jeden saksofon, drugi akordeon) robiło tło muzyczne w rytm staromodnego swingu, bujając się przy tym zamaszyście. Na ekranie swoje przygody przeżywał Chaplin.

Wsiadłem rower i pomknąłem do domu - po aparat, no i piwo. Niestety, nie zdążyłem, ale zapewniono mnie, że to się będzie jeszcze powtarzać, ale nie wiadomo dokładnie gdzie i kiedy. Czekam więc cierpliwie, aż przyjemny swing saksofonu rozbrzmi któregoś ciepłego wieczoru gdy będę siedział na balkonie.