piątek, 28 stycznia 2011

Biała Lokomotywa

Czym jest Biała Lokomotywa?

-Duchem?
-Ucieczką?
-Wspomnieniem po pięknych kolejowych czasach?

Odkąd jakieś 3 tygodnie temu usłyszałem utwór Stachury w interpretacji zespołu Parafraza z Ustki, nie mogę przestać myśleć.

Ta ostatnia zwrotka - "suniemy poprzez czarne łąki, suniemy przez spalony las, mijamy bram zwęglonych szczątki, płyniemy przez wspomnienia miast - z Białą Lokomotywą" - za każdym razem jak to słyszę czuję się jakbym stał w pociągu na korytarzu, wychylał się przez okno, popijał piwo i czuł wiatr we włosach, a w nozdrzach ten zapach wieczoru i smak jesiennego dymu, który się czuje tylko z perspektywy okna pociągu jadącego na Wschód. I ta radość - że cały ten syf już za mną. I czarujące, polskie widoki. Wolność.

A przecież w pierwszej zwrotce jest trzecia osoba - "sunęła poprzez czarne łąki, sunełą przez spalony las".

I dlaczego lokomotywa jest biała? Dlaczego cicho sunie - a nie tradycyjnie stukocze? I dokąd jedzie? Biała Lokomotywa. Tak tylko pytam. Jak Ją kiedyś napotkam, to wsiądę, na bank. Bez względu na wszystko.

sobota, 22 stycznia 2011

Piwo.

-Co, piwko?
-No, wiadomo. Najwyższy czas żeby się odprężyć. Może to?

Wzrok - a dosłownie 2 sekundy później - ręka, wylądowały na złotym bażancie. Po tarczy marketowego zegara wlekła się - jakby do cyferblatu przyklejona gumą do żucia - wskazówka minutowa. W Tesco na Gocławiu dochodziła druga w nocy.

-Ee, weź te. - młody, szczerbaty blondyn w czerwonym fartuchu wskazał na puszkę tatry. - Weź se całą kratę, po chuj tak będziesz latał codziennie. Będzie mniej do układania. - dodał uśmiechając się i siląc się na żart, spoglądając jednocześnie na sklepowy zegar.

-Jedno dzisiaj, jeszcze pracuję.
-Chyba, że tak. Ale weź se dwa chociaż.
-Jedno, niestety. Pracuję.
-Chyba, że tak.

Nocki w markecie - wbrew pozorom - nie należą do najcięższych zajęć. Odrobinę senna atmosfera pozwala łatwiej ukryć luzy w postaci 10-minutowych spontanicznych przestojów. Szczerbaty, niski blondyn od palety z piwem tatra doskonale to wiedział. Chciał jednak porozmawiać.

***

-Cztery trzydzieści dziewięć. Będą drobne?

***

Potem, po drugiej stronie ul. Fieldorfa, kilku dresiarzy bestialsko pastwiło się nad wiatą przystankową. Potem przejechała taksówka - dublując dopuszczalną prędkość. A potem wszystko już zgasło - zapadła noc tak ciemna, że nie było widać nawet bloków, z których zbudowany jest cały Gocław.

Coś popchnęło go na tory, musiał tam pójść. Może to, że miał piwo? A może to, że w mieszkaniu przy komputerze czekała niecierpliwie robota?

Przez stację Warszawa Olszynka Grochowska wolno przejechał jakiś pociąg. Nikt nie wie jaki, bo też był zupełnie nieoświetlony, nawet odblaski były ślepe. Wprawne ucho miłośnika kolei wyłapało charakterystyczne toporne brzmienie silnika spalinowego lokomotywy SM48 - musiało to być wprawne ucho. Pociąg przetoczył się i zniknął w otchłani nocy czerni. Pojechał na Pragę.

To była bardzo ciężka, posępna i dziwna noc. W powietrzu wisiało morderstwo. Ono było pewne, wystarczyło wpatrzyć się uważnie w te bloki, wsłuchać w tętno bijące pod zamarzniętymi chodnikami Gocławia i jego młodszego brata, Gocławka.