poniedziałek, 21 września 2009

Ne pozitiva situazione

Hiszpania - słońce, morze, bary, drinki (przy basenie), nocne życie, palmy, soki ze świeżych pomarańczy, obfita hiszpańska prasa sportowa, mańana...

A przepraszam. Najpierw - jak to w narracji przystoi - tło powinno być. A więc -czegośtam nie zdałem, popadłem w koszty i długi więc postanowiłem się odkuć miesięcznymi saksami gdzieś na południu Hiszpanii. Zarobić, pospłacać wszystko, kupić pare drobiazgów i jeszcze pomieć pare groszy na koncie - tak dla spokojności, na czarną bądź niespodziewaną godzinę. Numer znalazłem w poniedziałkowej "Gazecie". Zadzwoniłem. Pełna profesjonalka, facet pytał mnie o pozwolenia, przedstawił robotę jako pracę w firmie, która pracuje dla miasta, dzwonił do agencji mieszkaniowych żeby wynająć mi mieszkanie, obiecał oddać za bilet, pytał czy jeszcze jacyś znajomi nie chcą przylecieć bo im ludzi brakuje bo właśnie duży kontrakt dostali. Przed wylotem zdążyłem jeszcze tylko złożyć podanie o komis i obiecać przywieźć rumu na znowu przełożone imieniny.

W nocy przed wylotem nie spałem wogóle, żeby nie zaspać, gdyż na Okęciu miałem być koło 5.30. Wsiadłem w nocny, przekroczyłem most na Wiśle, przesiadłem się na Centralnym, na Okęciu musiałem wyskoczyć z paska i butów w ramach rutynowej kontroli antyterrorystycznej. Ukradkiem przeżegnałem się wchodząc na pokład samolotu, zapiąłem pasy i już, take-off.

Na lotnisku w Maladze czekałem bite osiem godzin. Bezskutecznie. Mój jedyny kontakt - owa feralna komórka - milczała lub też mnie odrzucała.

Szukanie jakiejkolwiek innej roboty to beznadziejne walenie głową w mur.

Pieniądze przeznaczone na czynsz za mieszkanie na warszawskim Bródnie zainwestowałem w bilet. Wierzyłem, że spokojnie spłacę właściciela, rodziców i uczelnię, że kupię piecyk do gitary akustycznej czy choćby kilka porządniejszych ciuchów, że wreszcie będzie spokój. Tymczasem - jak wyszło tak nie wyszło. Kolejne długi, a zamiast kupić piecyk, będę musiał sprzedać gitarę. Tą jedyną, ukochaną, czerwoną.

Czym, kurwa, tym razem zawiniłem?! Czym? Pytam się, kurwa, czym??

Jeśli to ma być nauka, to chuj z taką nauką. Jeśli droga, to pierdolę, nie jadę. Jeśli ukryta kamera, to ubiję jak psa, przysięgam.

Jeśli szkoła życia, to wyrzekam się takiego życia.


6 komentarzy:

Ewa pisze...

ajt :(

Zee Oswald pisze...

i jak? wylazłeś już z dołka? coco jumbo i do przodu? bo nie uwierzę,że to porażka całkowita. nie możiet bytć.

Emel pisze...

a jednak. zostalem brutalnie wydupczony przez zycie, jak jeszcze nigdy chyba. dodatkowo wczoraj jak szedlem ulica to zapadla sie pode mna studzienka kanalizacyjna; szczesliwie sie nie polamalem.

wracam

Zee Oswald pisze...

gdzie jesteś teraz? co robisz? co zamierzasz? klepiesz w matę czy chwytasz się z życiem za bary?

Zee Oswald pisze...

zobaczyłem "wracam" dopiero.ok.odezwij się.

. pisze...

dowiedziałem się o tym dopiero ze trzy dni temu. paskudna sprawa, choć taki wyjazd na ogłoszenie od początku był sporym ryzykiem. zamiast trzymaj się, pewnie wolałbyś usłyszeć "mam dla ciebie pracę". niestety, nie mam.

PS. cały blog jest o bólu?:)

pomyśl sobie tak - chociaż fajne notki wyjdą. ja tak zawsze myślałem, gdy szło fatalnie w UK.