sobota, 17 maja 2014

First Class Journey Blues Impression

Znów jedziemy pociągim. Jedziemy, chociaż tym razem jadę sam. Choć nie, bo zaznajomiłem się z pewnym kalifornijskim żydem. Choć zaczęliśmy od pogody to rozowa szybko zeszła na temety kolejowe.

Padający początkowo deszcz z czasem przeistoczył się w siąpienie, następnie gęstą mżawkę przeplataną chwilowymi przejaśniemiami by wrócić do kalsycznej fory deszczu. Trasa znajoma. Pola, wiadukty, tunele, domy, staroużytezne podkłady, pociągi technologiczne PKP Energetyki na sąsiednim torze. 

Co się zmieniło od ostatniej podróży pociągiem? Wiele ważnych rzeczy. Tym razem puszka jest tylko jedna. Tym razem jest to kasztelan niepasteryzowany, a nie ciepłe jasne pełne od handlarza z Poznania. No i tym razem jedziemy (chociaż jadę sam) o poranku, a nie nocą czy o zmroku. To znacząca zmiana - nie wiem czy warto o niej pisać na nocnym, było nie było, blogu. Zmienił się też czas przejazdu - niestety na niekorzyść. Zmieniła się sygnalizacja: na całej trasie żadnego sygnału zastępczego, co może być wynikiem wielu kontroli UTK, ale również pochodzić od innych czynników.

Ale w gruncie rzeczy wiele się nie zmieniło. W pociągu wciąż są obicia ze sklejki drewnopodobnej i siedzenia w niebiesko-pomarańczowe esy-floresy. Nad głowami tak jak kiedyś wiszą instalacje na bagaże. Co ciekawe, pryczepione są do nich takie małe lampki - takie jak były kiedyś (śniły mi się takie kilka lat temu! - dawały takie przyciemnione, starodawne, żółto-blado-papierowe ciepła światło, teraz zaś nie działają, przynajmniej ta moja). W pociągu tym na złość statystykom ciągle panuje tłok, choć za dodatkową opłatą miejsce w pierwszej klasie udało się znaleźć (miejsce w pierwszej klasie!). 

1 komentarz:

Hiosh pisze...

Na Pociąg wpadłem przypadkiem, próbowałem przeczytać kilka razy i wróciłem po latach. To było ciekawe na kilka wieczorów cofnąć sie o dziesięć lat i przeczytać relacje tak wprawnego obserwatora. Nie liczę na to, że Pociąg znowu zacznie kursować, ani że odpowiesz na ten komentarz, ale możesz mieć pewność, że jeśli kiedyś znowu przypałętam sie żeby sprawdzić czy nie ma zmian w rozkładzie.