niedziela, 3 marca 2013

No i teraz wiosna

A więc tak. Można powiedzieć, że przeczekaliśmy zimę. Obserwowałem ją - jak zazwyczaj. Marna ta zima, bo pomimo nieuszczelnionych okien rzadko kiedy było mi zimno. Marna - bo ani razu nie skuła Wisły w całej szerokości, a to - jak wiadomo - jedyna sensowna, zero-jedynkowa miara jakości zimy. Zima upłynęła dobrze i szybko - na dobrą sprawę nawet jej nie zauważyłem.

No i teraz wiosna. Początkiem marca pierwsze podmuchy wiosennego powietrza wyczuć dało się. Pierwszy raz wyszedłem w dresach wyrzucić śmieci, pierwszy raz nie uwinąłem się szalem wychodząc rano. 

Powiśle i Stare Miasto dużo zawdzięczają Pradze. Stąd są najładniejsze.

Przedwczoraj mogła powstać najzajebistsza notka ever. Nie powstała - bo myśli snuły się zbyt szybko i próbowały rozejść się na boki każda w inną stronę jak niesforne szczeniaki. Ja sparaliżowany siedziałem w bezruchu, aby żadna mi nie uciekła, łapałem je wszystkie za ogony i zapamiętywałem. Była tam radosna filozofia zasadnicza, były mądre interpretacje scen życiowych, był jakiś taki optymizm mocy kurewskiej, było coś dobrego, śmiesznego i silnego zarazem.

Gdy mnie puściło, nie było żadnej z tych myśli. To tak jak z pięknym snem - budzisz się i wiesz, że był dobry, ale nie wiesz na dobrą sprawę o czym. Trochę to w gruncie istoty rzeczy z dupy.