poniedziałek, 21 grudnia 2009

Świątyzm

Tak jakoś zeszło. Po trochu dlatego, iż zastrajkował mi w mieszkaniu kradziony internet, a w pracy to weny nigdy nie ma. Po trochu zaś nie było za bardzo o czym pisać, a jeszcze bardziej - nie miałem na to czasu (od biedy byłoby o czym napisać).

Tryb mojego życia ustabilizował się. Pierwsze budzenie 6.15, drugie budzenie 6.25, włączenie mikrofalówki 6.26, ubieranie do 6.28, konsumpcja płatków z podgrzanym mlekiem do 6.34, czesanie, mycie zębów i ewentualnie ścielenie łóżka do 6.37, następnie ubieranie butów płaszcza i arafatki, 6.39 - przekręcenie klucza w zamku i wyjście z mieszkania, 6.53 - dojście na przystanek, 6.54 - nadjeżdża mój tramwaj.

Potem praca i studia, potem powrót do domu - w zależności od dnia pomiędzy 19 a 22. Potem trzeba rozpakować plecak, przygotować sobie kolację, wstawić do kuchenki talerz mleka na jutro oraz ugotować obiad na następny dzień (najczęściej: gotowany ryż i pół słoiczka dżemu; czas przygotowania i pozmywania: 20min). Trzeba się też spakować: przygotowany obiad oraz butelkę wody mineralnej z lidla, zeszyt z notatkami do magisterki do poczytania w tramwaju (nigdy nie czytam w tramwaju), szczotka do włosów, zeszyty i notatki na zajęcia. Potem jeszcze prysznic (6-8 min.) i można odpalić muzykę i poogrywać ją na basie. Ostatnio reggae wypiera bluesa. Zauroczyła mnie Pozytywna Grupa Reggae, polecam.

Cały ten przedświąteczny zgiełk jest jakby poza mną. Zakupy, tandetne iluminacje i ciekawe jak bloki z PRL-u Last Christmas-y to przejawy świąteczności, a może nawet świątyzmu, na które czasem mogę się niechcący natknąć. Nie wiem, może jak już dotrę spóźniony na Wigilię, to patrząc na leżące na talerzu ości po przepysznym karpiu bezłuskim, poczuję Tę Atmosferę. Póki co jestem od tego zdystansowany, albo i daleki.

Zresztą Święta to chyba bardziej 26 grudnia i spotkanie z najbliższymi w knajpie, niźli 2 dni wcześniej przy świątecznym stole. A dodatkowo 26 grudnia - wiadomo - koniec abstynencji. To będzie jak ponowna strata dziewictwa, jeśli można mi użyć takiego porównania. Te ponad 4 miesiące to kurewsko dużo. Zastanawiałem się wczoraj, czy w ogóle pamiętam, jak smakuje piwo. Takie gazowane, przyjemne i odrobinę gorzkie, albo lekko słodkawe, albo trochę jedno i drugie? Hm.

5 komentarzy:

Zee Oswald pisze...

piwo ma smak młodości i beztroski. w dzieciństwie smakowało gorzką dorosłością, teraz jest zdecydowanie słodkie.

Emel pisze...

Mnie się wydaje, że piwo ciągle ma wiele smaków.

Możemy zresztą podywagować o tym przy piwku:>

Unknown pisze...

piwo to piwo Michał;)

a poranne zwyczaje masz z lekka niehigieniczne;)

Pzdr

Ewa pisze...

i jak i jak jest "po"?

Emel pisze...

zajeeebiiiście :D