środa, 10 marca 2010

Wiosna - napierdala

Zadziwiające, z jaką sprawnością i szybkością Wisła zrzuciła z siebie lodową skorupę i spuściła ją, niczym kupę, malowniczymi krami wprost do Bałtyku. Lubię zamarzniętą Wisłę, ale teraz też mi się widzi. Codzienne spojrzenie w dół podczas przetaczania "jedynki" na gorszą stronę miasta jest orzeźwiające niczym przemycie twarzy zimną wodą. Oznacza bowiem niezbicie, że wiosna, owszem, napierdala, i jest już tuż-tuż.

A ja czytam, dużo czytam. Teraz na rozkładzie "Dzienniki" Kisiela - dzieło opasłe (prawie 1000 stronic opisujących lata 1968-1980), odrobinę monotonne, ale za to z charakterystyczną Kisielową swadą i w gruncie rzeczy - ciekawe.

Poza tym nie warto pisać o niczym. Wiosna - czekam z utęsknieniem na ostateczny szturm. Mroźne obrazki w kolorze brudno-szarym już mi się znudziły. Poza tym zdążyłem już zgubić rękawice i czapkę.

Brak komentarzy: