środa, 27 stycznia 2010

Stacja Stadion

Postać wybiegła z tunelowego przejścia na peron - akurat w momencie, gdy automatycznie zamykane drzwi zdezelowanego EZT-a w biało-zielono-żółtych barwach puściły zwieracze i z entuzjazmem godnym Psa Huckleberry`ego zamknęły się.

Peron - niczym bohater popularnego kawału - cały na biało. Tablica rozkładów - trochę przybrudzona, ale nie rozbita - wskazywała, iż oczekiwanie na następny pociąg nie powinno trwać dłużej niż 5 minut.

Sponad zmarzniętych konarów drzew oraz pogarbionych baraków tajskich i wietnamskich handlarzy majtkami, na tle szarozimnego nieba wyłoniła się powoli, dyskretnie, cięciwa po cięciwie, pomarańczowa kula słońca. Poranne słońce jak to poranne słońce - nigdy nie świeci zbyt intensywnie, ale tym razem można było odnieść wrażenie, że to świecenie jest tylko pro forma, że tak naprawdę nie stoi za tym żadna wymierna treść, ani jeden dżul pożywnej słonecznej energii - tak jakby słońce dołączyło do grona ofiar zimy. Wzbiwszy się cokolwiek wyżej zatrzymało się tuż obok żurawi monumentalnie górujących nad przyszłym Stadionem, przybiło piątkę z nocną zmianą i zapaliło szluga z dzienną, która wyraźnie ociągała się z wejściem na teren budowy. Kilkanaście kłębów papierosowego dymu wzniosło się ku niebu, kilkanaście pomarańczowych punkcików żarzyło się niemrawo - jak tamto słońce.

Tymczasem zza horyzontu zakrętu torów wynurzył się następny pociąg. Mróz był tak silny, iż wydawało się, że skład w każdej sekundzie próbował przymarznąć do szyn - i tylko morderczy wysiłek poczciwych silników powoduje, iż maszyna trwa w ruchu, i centymetr po milimetrze - toczy się do celu. Koniec końców wtoczył się jednak na peron, przygarnął nielicznych pasażerów a potem potoczył się dalej, w stronę mostu, do którego jednak przymarzł, bo żal mu było opuszczać Pragę.

Gdzieś poniżej dwóch policjantów wypisywało zakapturzonej postaci mandat za przejście przez ulicę w niewłaściwym miejscu.

Brak komentarzy: