sobota, 6 czerwca 2009

Telefony od nieznajomych

Pamiętam - to był jeden z tych okropnych dni. Nic mi nie wychodziło (jednakowoż muszę przyznać, że niewiele próbowałem), siąpił deszcz, pogrążałem się w oczekiwaniu sam nie wiem na co, a najlepszy ze światów przyodziewał się beztrosko w dostojne szaty koloru srajtaśmy.

Wyszedłem, bo nie mogłem usiedzieć. „Trójka” wywiozła mnie pod Czterech Śpiących, więc poszedłem na zakupy. Było parę minut po czwartej, gdy z odrętwienia, w które popadłem stojąc w przydługiej kolejce po szynkę gotowaną, wyrwała mnie wibracja telefonu. „Numer nieznany”.

Telefony od nieznajomych – cholernie je lubię. Zawsze jest we mnie jakaś nadzieja, gdy naciskam zieloną słuchawkę i mówię „halo słucham”. Podświadomie liczę bowiem na coś; wydaje mi się, że może znalazł mnie ktoś, komu będę do czegoś potrzebny (może jakaś fajna dziewczyna..?), że może ktoś ciekawy chce się ze mną spotkać, że może ktoś odgrzebał w swojej opasłej bazie moją cefałkę i teraz chce mnie zaprosić na rozmowę kwalifikacyjną na jakieś ciekawe stanowisko.

Tuż przed odebraniem pojawiła się jednak do bólu racjonalna refleksja. Jakimże to cudem miałoby się tak stać, i to akurat teraz? Przecież nie wysyłałem ostatnio cefałek, nie angażowałem się przesadnie w życie towarzyskie, nie dodałem nikogo do znajomych na naszej klasie i generalnie smętnofiucę na całej dostępnej mi długości i szerokości geograficznej, a jak powszechnie wiadomo, smętnofiuctwo nie jest tym stanem, przy którym garną się do ciebie drzwiami i kanalizacją ludzie. Stąd też podejrzewałem pomyłkę, ewentualnie jakiś nieistotny telefon od znajomego, który bądź to zmienił numer, bądź dzwoni z pracy.

Ale nie, otrzymałem ważny telefon i chociaż na moment poczułem się potrzebny, więc z samoistnym optymizmem sfinalizowałem transakcję nabycia 30 deko szynki gotowanej.

1 komentarz:

Emel pisze...

po fakcie mogę smiało dopisać: i chuja! nie jestem potrzebny!