niedziela, 31 maja 2009

Narracja drugoosobowa

Naciskasz klamkę i wchodzisz. Patrzysz prosto w jej twarz, ale nie masz pewności, czy już ją kiedyś widziałeś. Rzucasz więc neutralne "witaj!". Patrzysz w lewo - jest wieszak, więc ostrożnie kładziesz reklamówkę z wódką i sokiem grejpfrutowym na podłodze, zdejmujesz buty i kurtkę, którą wieszasz następnie na mocno już przepełnionym wieszaku. Witasz się jeszcze z kilkoma wyciągniętymi w twoją stronę dłońmi wymawiając jednocześnie swoje imię i nie zapamiętujesz żadnej z odpowiedzi.

Jesteś tu, ale nie możesz oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę wcale cię tu nie ma. Zastanawiasz się, czemu wszyscy są tacy obcy, tacy dziwni, tacy jacyś. Próbujesz obserwować ludzi i odgadnąć kim oni są, ale szybko dajesz sobie spokój, gdyż wszyscy są tacy sami.

Ktoś cię częstuje wódką z sokiem grejpfrutowym. Zamieniasz kilka zdań, a właściwie wysłuchujesz monologu. Dlaczego ten ktoś myśli, że może cię interesować promocja, w której nabył tę oto nijaką, oryginalną koszulę? Mówisz jednak, że jest dość ładna, uśmiechasz się nieszczerze zerkając jednocześnie ponad jego lewym ramieniem w stronę kuchni. Rzucasz jeszcze idealnie puste "jasne, później o tym jeszcze pogadamy" dopijasz drinka i odchodzisz w stronę kuchni.

Kontemplujesz. Przestrzeń mieszkania nie wydaje się zwykłą przestrzenią. Jest jakaś gęsta i transowa, ma zadziwiające właściwości. Pozanurzani w niej ludzie są odlegli, jakby byli pozamrażani w półpłynnym lodzie. Nie masz nawet pewności, czy siedząca na taborecie tuż obok drzwi do kuchni śliczna dziewczyna cię usłyszy, gdybyś zagadał. Jest cała oblepiona gęstością, fluidami, elektronami, muzyką Fatboy Slima; spowijają ją opary wódki i tanich perfum, z samego zaś dna tej swoistej cebuli mruga wesoło w twoją stronę czarna bielizna.

Tymczasem grzebiesz w kieszeni i wydobywasz komórkę. Nie masz pojęcia, kiedy minęły te trzy godziny.

Rozglądasz się. Powoli dostrzegasz jednak atrybuty minionego czasu. Puste butelki, porozsypywane pod stołem resztki czipsów, niższa niż wcześniej frekwencja. Nawet gęstość tkanki rzeczywistości jakby zelżała. Odwracasz głowę w stronę balkonu, prawa, lewa, prawa, lewa, drzwi, balkon. Jeszcze z pokoju dostrzegasz trzy żażące się punkciki papierosów. Odmawiasz, zostajesz jednak na balkonie, usiłując wpleść się w trzecią nad ranem, dyskusję o czymś i w wiatr.

***

Uciekł ci nocny. Jedziesz taksówką przez urojony Grochów. Jakie lubisz narkotyki?

1 komentarz:

Krzaczek© pisze...

Podziwiam takie osoby, które potrafią napisać coś w narracji drugoosobowej. Szczególnie, że to drugi przypadek, z którym się spotkałam.