czwartek, 7 maja 2009

Totolotek

Ciężko mi to przychodzi, ale muszę przyznać, że jestem niestały w uczuciach. Jestem. Jestem? Jestem. Myślę. Nie myślę. Nieważne. Ważne. Nieważne.

Moje piątkowe szczęście przybrało postać Bakczysaraju – zniszczone w zamierzchłej przeszłości, ale wciąż widać minione piękno. Przypominało o czasach świetności, toteż powodowało jeszcze większy dysonans pomiędzy tym co jest a tym czego nie ma, acz było. Hanka wyjechała na ślub siostry do rodzinnego Zimnopiekłowa. Nasze cotygodniowe clases de la lengua espanol trzeba więc znowu przełożyć. „To nic” – pomyślałem, ale nie do końca w to uwierzyłem. Eh, gdyby chociaż gdzieś koło czwartku czy piątku przyszło jej do głowy skrobnąć do mnie smsa… Ale nie zrobi tego – po części z natłoku obiektywnie ważnych spraw, a po części z ultraprozaicznej przyczyny, a mianowicie takie, że ona jeszcze nie wie, że już jej na mnie zależy.

Ja natomiast, zgodnie z leseferystycznymi (nie mylić z lefebrystami!) ideałami wprawiam w ruch doktrynę wolnego rynku. Dzisiaj Monika.

(Już wczoraj koło południa zastanawiałem się, jaka będzie odpowiedź młodszych – a przez to bardziej doświadczonych – rywalek Hanki. Maria Magdalena trochę jednak zawiodła. Znowu. Czy trener da jej jeszcze szansę?)

Wyzbywszy się dżonobrawstwa, kontynuuję.

Zgadza się, na zajęcia z roli dramatu w kulturze ludów fenickich przyłażę regularnie tylko ze względu na nią. Salka na 20 osób, przychodzi koło 30. Ach, ileż się trzeba nagimnastykować, żeby z nią siedzieć! Jak przychodzę za wcześnie, to ktoś się do mnie dosiada. Jak za późno, to ona już z kimś siedzi, a jeśli przyjdzie akurat z jedną lub trzema koleżankami, to wszystkie kalkulacje i tak biorą w łeb, bo siadają oczywiście razem. W każdym razie ślicznie dziś wyglądała, a przybyła dziś sama i to dokładnie w momencie, gdy zajmowałem ławkę. Usiadłszy koło mnie założyła z gracją nogę na nogę i poprawiła włosy, z których natychmiast uleciał rumianek.

Lubię ją głównie dlatego że udaje się jej wyciągnąć mnie za uszy z bagna nudów na tych zajęciach, a nie ma przy tym wiele szumu. Dodatkowo ma wesołe oczy. Nie potrafię powiedzieć co takiego działo się przez te 1,5h zajęć + 15 minut po, kiedy poszliśmy do kiosku skreślić kupony do totolotka.

Dziś była inna niż przedtem. Gadatliwsza, bezpośrednia, ładniejsza. Ostatnią siłą woli powstrzymałem się od zaproponowania jej wspólnego wyjścia na koncert, na który i tak przecież obydwoje się wybieramy.

To nie jest jednak wolny rynek. Stały lub niestały, ale swoje sentymenty mam. Czekam na Hankę.

Brak komentarzy: